środa, 6 maja 2009

Cockta czy Polo-cockta


Ja z Adą i nasz efekt Tito



Powiedział Stalinowi „nie” oraz pił whisky z Churchillem. Uwielbiał polowania i grał na fortepianie. Podróżował niebieskim pociągiem i ubierał się na biało. Kochał swoich pionierów. Tyran, wybawca, towarzysz, a nawet Bóg. Człowiek legenda czyli prezydent Socjalistycznej Federalnej Republiki Jugosławii (SFRJ). Mimo że od śmierci Josipa Broza Tito minęło ponad ćwierć wieku, nadal odczuwam jego oddech na moich plecach. Obecny jest na poczcie, kiedy pan z kolejki opowiada mi o tym, jak za tamtych czasów mógł podróżować po świecie, a teraz boryka się z problemem wizowym. – Z towarzyszami byłem w Krakowie. Piękne miasto. Ciekawe, jak teraz wygląda? – pyta mężczyzna. Starsza babcia w parku wspomina pochody i olimpiady. Mama mojej koleżanki pokazuje mi starą płytę Bebi Dol, która reprezentowała Jugosławię na Eurowizji. Przedmiotem dość ostrej wymiany zdań dwóch starszych panów w pomarańczowym trolejbusie jest także Tito. W większości mieszkań, które odwiedzam natykam się na masę przedmiotów „Made in Yugoslavia”. Przed snem przykrywam się kocem z Vukovaru, nad łóżkiem wisi kalendarz ze starym składem Crvenej Zvezdy, a podczas porannej toalety wita mnie jugoplastika Split. W klubach bawię się nie tylko przy Indie rock, ale przy setach współczesnej muzyki z hitami Jugo, które zapodają didżeje z Funkyshljiva. 20-latkowie na parkiecie znają piosenki pokolenia własnych rodziców. W niektórych pubach przeżywa się podróż w czasie. Turysta bez trudu zaopatrzy się w souvenir typu: brelok z towarzyszem. Nic dziwnego, że wystawa Efekt Tito – Charyzma jako polityczna legitymacja w Muzeum Historii Jugosławii cieszyła się ogromną popularnością. To zbiór najróżniejszych prezentów, które były wręczane wodzowi co roku na urodziny. Od poduszki z wizerunkiem towarzysza po metalowy meczet, pałeczkę–śrubokręt zakończoną czerwoną gwiazdą, lampkę z podobizną polityka, makiety statków czy specjalny zestaw bandaży od pielęgniarek. Idea sztafety stanowi metaforę Jugoslawizmu, z którą wiąże się entuzjazm, duma, a na końcu wstyd i demonizacja. Po muzeum krążyli nie tylko obcokrajowcy, ale także tubylcy w najróżniejszym wieku. Każdy przeżył swój efekt Tito, a odwiedzający wystawę mogli poczuć się jak jedna wielka wspólnota, ponieważ zamiast biletów na wejściu dostawali czerwone znaczki, które niczym serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy przyklejali na swoje kurtki. Nie tylko w Belgradzie, ale na terenie całej byłej Jugosławii odczuwa się jugonostalgię. Mój efekt Tito nadal trwa. Ostatnio kupiłam Leksykon Yu Mitologii. Następnie zabawny przewodnik po SFRJ. W sklepach można zaopatrzyć się w Cocktę (odpowiednik Coca-Coli) czy Eurocrem (odpowiednik Nutelli). W korkach nie można nie zauważyć Zastavy czy Yugo. Nasz polski fiat 126 p też ma swoje miejsce. To skłania mnie do najróżniejszych przemyśleń i porównań z polską rzeczywistością. Nowa Huta niczym miniaturka Nowego Belgradu. Pub „Proletariat” w Poznaniu przypomina socjalistyczną kawiarnię niedaleko pomnika Vuka. Brakuje jedynie barów mlecznych.


A jak jest z waszą pamięcią? Towarzysza Gierka znam jedynie z opowieści babci. Moje kadry z PRL-u to kolejka po parówki, woda sodowa na Kościuszki we Włocławku, guma arabska oraz niezaspokojone pragnienie czekolady.
Wybiła godzina 17 czyli czas na podwieczorek. Nic innego nie pozostaje mi, jak tylko posmarować chlebuś Eurocremem.

A teraz smaczki ;-)




Koreańskie dzieci też kochają Josipa




Genialna reklama

2 komentarze:

izanoto pisze...

Wszystkiego najlepszego Towarzyszu Tito! Wszak dziś są "titowe urodzinki" :p

Karolina pisze...

Jak fajnie że pamiętasz wodę sodową na Kościuszki we Włocłąwku, to jest też moje wspomnienie z dziecińśtwa i to z tego samego miejsca!

 
website-hit-counters.com
Hit counter provided by website-hit-counters.com website.