środa, 18 lutego 2009

Bezproblemowe skarpetki

Miało być zupełnie o czymś innym, ale paradoksy upływającego dnia, przekonały mnie, że do przeszłości powrócę przy innej okazji, a teraz będę szlifować teraźniejszość.
Jest godzina 15.07 i czekam od dwudziestu minut na tramwaj nr 9, który zwykle pojawia się co chwilę. To już drugi raz w przeciągu trzech dni, jak mój ulubiony środek komunikacji miejskiej bawi się ze mną w ciuciubabkę. I zawsze wtedy, kiedy się spieszę. Najpóźniej o 16. powinnam odebrać akredytację dziennikarską na FEST. Jutro rozpocznę dialog z X muzą i zamknę się w sali kinowej na prawie dwa tygodnie. Na śniadanie zaserwują mi Readera, a przystawką będą bracia Coenowie. Ślinka cieknie na samą myśl o kolejnych pozycjach menu. Dlatego coraz bardziej denerwuję się spoglądając na zegarek. Inni „oczekiwacze” totalnie wyluzowani. Czyżby mieli przede mną tajemnice? Polako (powoli) lifestyle towarzyszy mi na każdym kroku. Na uczelni nie powinnam się spieszyć, w banku tym bardziej, na poczcie pan z papierosem w ustach spokojnie informuje, że dzisiaj już nie załatwię swojej sprawy, ponieważ nie ma naczelniczki. Deja vu. Znam te sytuacje już z Macedonii, Bośni, Chorwacji, nie wspominając o Czarnogórze. Tam polako jest do potęgi nieskończonej. Znam panujące tu reguły, ale trudno się do nich przyzwyczaić. Wszystko przez moją kochaną Warszawę. Jeszcze kilka tygodni temu byłam pędzącą mróweczką w tłumie zalewającego podziemia prowadzącego do Metra Centrum. 15.21 to moment wywieszenia białej flagi. Poddaję się i biegnę na przystanek autobusowy. Ku mojemu zdziwieniu tu jest podobnie. Pociesza mnie jedynie fakt, że autobusy przyjeżdżają. Ale nie mój na Nowy Belgrad. Wybieram opcję przesiadkową. Byle do ulicy Księcia Milosza. Stamtąd będzie łatwiej. Niewiarygodne. W ciągu kilkunastu minut osiągnęłam cel. Wychodzę z trolejbusu i wpadam po kolana w śnieżną chlapę. Czy wspomniałam, że tygodnia pada śnieg? Początkowo biała pokrywa sprawiała mi przyjemność. Zachłysnęłam się jednak już widokiem mojego szaro-czerwonego socrealistycznego blokowiska w tej wersji. Preferuję bez przybrania i z promieniami słonecznymi. W mokrych kozakach doczłapałam do skrzyżowania. Stoi tramwaj, policjant kieruje ruchem to dobre znaki. Szczęśliwa wbiegam do zielonego pojazdu nr 9. Niezbyt dużo ludzi, są wolne miejsca. Ogrzeję się trochę. Chwilę później zauważam kobietę suszącą skarpetki. Kozaki niczym na urlopie czekają na właścicielkę. Pewnie jeździ do końca, tak jak ja. Teraz jedynie kilka przystanków i Centrum Sawa, a tam bilet na jutrzejszą ucztę kinomana.
Po kilkunastu minutach zaczęłam wątpić w świętowanie. Policjant kieruje ruchem. Samochody skręcają w lewo i prawo, ale nikt nie jedzie prosto. Jedynie autobus stoi w przeciwnym kierunku. Nic mnie nie zdziwi. Widziałam dwa auta przy sobie wymijające się na jednym pasie, jazdę pod prąd na rondzie, a także różne warianty zawracania w miejscach nieoczekiwanych. W uszach nieustanne trąbienie, które nawet teraz przebija się w domowych pieleszach. Oj niedobrze. Spoglądam w okno. Widzę grupę ludzi przed budynkiem władzy. Tego mi brakowało! Zablokowali tory tramwajowe. Już teraz wiem, czemu na moją pętlę nie dotarła żadna 9. Jak zatem znalazła się ta, w której siedzę? Postanowiłam zapytać panią od skarpetek i jej koleżankę.
- Przepraszam. Czy wiedzą Panie co się dzieje i jak długo jeszcze to będzie trwało? – pytam
- W czym problem? … Tak powiedział do mnie policjant, kiedy pytałam go kilka godzin temu – odpowiada Pani Skarpetkowa.
- Że co???? – dębieję
- Nie, no nie, w ogóle nie ma problemu. W tramwaju są dzieci, starsi, obywatele z różnych klas społecznych. Czekamy sobie już dwie godziny, i nie ma problemu… No bo jak inaczej mamy dotrzeć na Nowy Belgrad. Musimy tylko poczekać. Tak mu tłumaczyłam – dodaje Skarpetkowa
- Jesteśmy tu od około godziny 11. Strajkują z domu tekstylnego „Robna Kuća” Belgrad. Stracili pracę, nie dali im wypłat, więc blokują ruch w centrum miasta – dodaje Ivana, koleżanka Skarpetkowej.
W tym momencie wychodzi kierowca i siada koło nas.
- Czy to długo jeszcze potrwa? – pyta Iwana
- Nie wiem, nie dostałem takiej informacji – podkreśla. -Ale jest specjalna linia L, która jeździ na około, przez inne osiedla. Trzeba ją tylko złapać – zauważa
- Dobrze, że nam Pan mówi – mówi Ivana. – Szkoda, że po pięciu godzinach – dodaje uśmiechając się do mnie.
Wybucham śmiechem. Ale jazda!
- Tak samą fazę głupawki miałam około 13 – komentuje Skarpetkowa
Niewiarygodne, ja jestem zła po ponad 15 minutach oczekiwania. A te kobiety są tu od pięciu godzin. I co? Jedna suszy skarpetki rozmawiając z Ivaną, chłopak obok przysypia, starszy pan czyta gazetę, a młoda dziewczyna namiętnie pisze SMS-y. Ile każdy z nich czeka, nie mam pojęcia. Mimo, że rozmawiają , narzekają , żadne z nich nie przeszło granicy, którą ja zaraz osiągnę.
- To jest dobra historia – powtarza Skarpetkowa. - W czym problem? Sve je uredu (wszystko porządku) – dodaje. - Poczułam się jak co najmniej kilkanaście lat temu. Nikt nic nie wie, nie chce być odpowiedzialny, a najlepiej jest mówić, że wszystko w porządku – kończy
Ta wypowiedź jest kwintesencją pozornie zamkniętej już karty historii dla Serbii, ale jak widać jeszcze otwartej. Socjalizm jest nadal obecny, nie tylko poprzez jugonostalgię.
Około 16.20 rozgromiono tłum. Chaos komunikacyjny się skończył i wszystko wróciło do normy. Pani Skarpetkowa nałożyła kozaki i czekała na swój cel. Trzy przystanki dalej wysiadła, tuż za mostem. – Miłej pracy Panie kierowco – wypowiadając te słowa uśmiechnęła się do nas. Jej twarz promieniała, a czerwono-krwiste usta obrysowane grubo kredką nie trąciły nawet kiczem.
Przeżyłam kolejny szok. Czekać 5 godzin, żeby przejechać taki krótki dystans?! Wystarczyło przejść kilkaset metrów i przesiąść się w inny transport, a potem mały spacer. Kobieta nie była ani stara, ani schorowana, a wręcz przeciwnie kipiała życiem. Jak najłatwiej to wyjaśnić? Po prostu. Polako  Zapewne też dzięki temu polako dostałam akredytację, mimo mojego 50-minutowego spóźnienia.


Bilans dnia

Minusy

- dwie godziny stracone w miejskim transporcie
- mokre buty i skarpetki
- spóźnienie 50-minutowe
- oznaki przeziębienia
- odwołane wyjście na koncert jazzowy

Plusy

- uśmiech Pani Skarpetkowej
- radość z bycia „polako”
- szybszy powrót do domu

I tak jestem na plusie!!!

Trochę wspomnień wywołała dzisiejsza podróż środkami komunikacji, dlatego też w stylu polako polecam chorwacką piosenkę tramwajową i legendarnego przedstawiciela undergroundu - Mance. Piosenka pt. Dva umilała nam lektorat języka chorwackiego.
Bardzo łatwe słowa - nie tylko zrozumiałe dla kroatystów



Ps. Jeszcze poznam serbski utwór tramwajowy!

2 komentarze:

Rock 60-70 pisze...

Droga Anno, z tymi tramwajami numer 7, 9, 14 i 35 jest tak bardzo często. Ja tak mam z 35. Nigdy nie przyjeżdża na czas. Dlatego wsiadam w 14, dojeżdżam do placu Narutowicza i czekam na nadjeżdżające od strony Centrum 7 i 9. Czasami trwa to nieznośnie długo. Jakby człowiek był na jakimś najgorszym zadupiu, na którym komunikacja funkcjonuje raz na dwie godziny.
Ale nie zrażajmy się.

セレブラブ pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
 
website-hit-counters.com
Hit counter provided by website-hit-counters.com website.