niedziela, 15 lutego 2009

Najtrudniejszy pierwszy krok

Będąc nastolatką spisywałam myśli w różowych pamiętnikach zamykanych na małe kłódeczki. Do tej pory pamiętam, jak moja platoniczna miłość nazwała mnie „pasztetem”. Nie mówiąc o docinkach związanych z moim greckim nosem, którego kształt zawdzięczam niefortunnemu zdarzeniu na podwórku. Infantylne tragedie rozgrywały się codziennie. Wkrótce pojawiły się niepotrzebne obawy, że nieproszeni przeczytają o rozterkach i poznają prawdziwą Anię. I tak notatki znalazły się w kącie, a ja zaczęłam szperać po antykwariatach oraz wynajdywać najróżniejsze historie z którymi mogłabym się utożsamiać. Obserwując świat nauczyłam się czytania ze zrozumieniem. Zawsze zastanawiałam się jak zaznaczyć swoją obecność i zawrzeć emocje w formie literackiej. Nie chciałam już pisać o miłostkach, ale o prawdziwych bohaterach, których spotykałam na drodze. Lenistwo i brak mobilizacji spowodowały, że pomysły zarastały kurzem jak nieprzeczytane książki z prywatnej biblioteczki. Ukryte pragnienia powracały przy pierwszym łyku rakiji nad turkusową wodą Adriatyku, w kolejce do toalety na chorwackiej stacji benzynowej i w ruinach kamiennej kapliczki położonej niedaleko turystycznej oazy. Zamarzyłam o tym, aby wszystko opisać. Chęć przegrała z brakiem wiary we własne siły. I tak warte zapamiętania chwile blakły z czasem. Odżywały jedynie w anegdotach opowiadanych znajomym lub na zdjęciach. Niektórych nie udało się uratować. Przepadła przygoda z policjantami na granicy węgiersko-rumuńskiej, dzieci odurzające się klejem w Aradzie, żarty przypadkowo poznanych Słowaków na barce nad Dunajem, Bułgarki przemycające firanki, nieprzespana noc w stróżówce na dworcu autobusowych w Skopje, smak pierwszego burka i obiad z dziesięciokilogramowego arbuza na tarasie z widokiem na jezioro Ochrydzkie. Dość już momentów, które odeszły w zapomnienie. Do wszystkiego trzeba dojrzeć, podobnie jak i wyleczyć się z toksycznej miłości. W garść wzięłam się kilka lat temu, kiedy otworzyłam roczny rozdział swojego życia w Bośni. Większość emocji z tego okresu spisana grzecznie leży na półce. Powinnam być z siebie zadowolona, ale do końca nie jestem. Trzeba spróbować czegoś innego. Zawsze podchodziłam sceptycznie do ekshibicjonizmu, jaki uwydatniał się na różnego rodzaju blogach. Teraz sama podzielę się przemyśleniami z miejsc, które stanowią element mojej życiowej układanki. Przefiltruje rzeczywistość zwracając uwagę na jej słodko-gorzki smak. Wypełnię miejsce w wirtualnym świecie opowieścią z półrocznego pobytu w Belgradzie. Jeśli mi się spodoba, będę Was męczyć dłużej. Mam jeszcze sporo marzeń. Jedno z nich właśnie się spełniło. Otrzymałam stypendium na Wydziale Filmowym. Już nie mogę się doczekać, kiedy przekroczę próg Kinoteki, odgrzebię stare kasety i na setki godzin wyłączę się z rzeczywistości.
Czemu zdecydowałam się na pisanie bloga? Najbardziej prozaiczny powód ujawnił się podczas wysyłania pierwszego SMS-a do znajomych. Obecnie zaniedbuje bliskich oraz przyjaciół, którzy od tygodnia zadają sobie pytanie – co u Any? Brak czasu nie pozawala na szybką odpowiedzieć. Nie mogę zaspokoić ich ciekawości. Oczywiście rozterki miłosne zostawiam na specjalne okazje w mailach do przyjaciół. Tutaj skoncentruje się na bohaterach i detalach życia codziennego, kulturalnego, muzycznego, a także moich podróżach. Nie zabraknie tego co mnie zbulwersuje i zezłości. Przywołując wydarzenia z przeszłości, zderzę je z teraźniejszością. Koniec już zdradzania szczegółów.
Sam tytuł bloga przysporzył nieprzewidywalnych problemów. Co zrobić, aby się nie powtarzać. Nie popaść w konwencję, w którą być może i tak zabrnęłam. Muszę uważać, aby o czymś istotnym nie zapomnieć i nikogo nie urazić. Dlatego na przykład w podtytule znalazły się różne formy pisowni Pljeskavicy. Jak zawrzeć w trzech słowach, to co się kocha. Jak do jednego worka wrzucić film, podróże i Bałkany. Nierealne. Byłam bliska kapitulacji. Na szczęście dostałam kolejnego smsa o identycznej treści od Kasi.
- Aneczko! Napisz jak tam się zadomowiłaś! Tutaj szaro i zimno, ale dzisiaj wypije Twoje zdrowie! –
Dobra. Bez rozczulania. Zaczynam. Moje bałkańskie abecadło z serca Serbii – Belgradu!



PS. Ja pamiętam Domowe Przedszkole, Sigmę, a moi znajomi stąd



i jeszcze

6 komentarzy:

izanoto pisze...

:)

Anonimowy pisze...

Aniu droga, strasznie się cieszę, że piszesz i zapowiada się wyjątkowo emocjonująco i interesująco. Witaj w społeczności blogerów! Pozdrawiam Cię serdecznie Ewa

Anonimowy pisze...

Miałem już pisać i pytać jak tam, ale tak rzeczywiście wygodniej ;). Już dodaję do RSS.

Anonimowy pisze...

oj oj oj! coś czuję że szykuje się ciekawy blog!:)))
Dajesz ANA!!!!
ta od tysiąca smsów..:b

eM. pisze...

Heyho Ana. Ja jestem w Poznaniu, a Ty w Belgradzie. Proponuję układ: Ja zapraszam Ciebie do Poznania, a Ty mnie do Belgradu. Ale Ty oczywiście rezygnujesz z Poznania, bo jaki Poznań jest to wiesz i nic więcej już tu ciekawego nie ma i długo nie będzie. Ja natomiast nie rezygnuję z Belgradu, bo nie mam pojęcia, jaki jest Belgrad. I przybywam i pijemy razem to, co się tam pije, jemy tom, co się tam je i opowiadamy sobie to, co do opowidzenia. Co Ty na to? Deal?

abecedaBalkANA pisze...

hejo! deal stoi, słuchaj tylko w przyszłym tygodniu napisze zbiorowego maila to moich wariatów, w tym do Ciebie ;-), bo są dwie ekipy - majówkowa i festiwal exit, więc będziesz miała dwie opcje, może wybrać jedną lub na dwie się złapać - każda wyjątkowa i okazja do ...;)

 
website-hit-counters.com
Hit counter provided by website-hit-counters.com website.